Informatyka na Wojskowej Akademii Technicznej

Pewnie wielu maturzystów przeczesało Internet wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu informacji jak wyglądają studia, na które mają zamiar aplikować, bądź już aplikują. Ja rok temu byłem w takiej samej sytuacji i nic nie znalazłem na temat swoich, ewentualnie szczątkowe informacje. Dlatego piszemy ten dokument dla potomnych, aby przedstawić jak wygląda codzienność pierwszorocznych informatyków na studiach w Wojskowej Akademii Technicznej.  

Krótki rys o nas:  informatyką zajmujemy się od wielu lat, a od ok. 3-4 lat, zajmujemy się tym bardziej profesjonalnie. Lubimy to co robimy i nie szczędzimy czasu ani pieniędzy na rozwój naszej pasji. Wyznajemy praktycyzm (90% praktyki, 10% teorii) i nie boimy sobie „pobrudzić rączek”. Jest to ważne dla dalszej części naszej historii, więc proszę o zapamiętanie 😉 

 Wydaje się, że pierwszy rok, dla wieloletnich pasjonatów, powinien być spacerkiem, po zdobytych wcześniej doświadczeniach A jak było (jest) naprawdę wyjaśni ten wpis. Zatem zapraszam!                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      

Witamy na studiach! 

Po wejściu na teren WAT-u nowi studenci (oczywiście, aby wejść na teren uczelni, potrzebna jest przepustka do elektronicznych bramek, które działają jak chcą. Z dużą dozą prawdopodobieństwa jest to dzieło inżynierów tejże zacnej uczelni), w teorii, stają się równymi. Z perspektywy roku tutaj, stwierdzam, że, od października, zaczyna się wielkie polowanie, w którym to student jest zwierzyną. W owym polowaniu jest ważne, aby w początkowej fazie zwierzyna pozostała jak najdłużej nieświadoma polowania. 

I tak oto tłum studentów zajmuje swoje miejsca w sali wykładowej, większość gotowa by skupić swoją uwagę na każdym przedmiocie, nie zrobić sobie żadnych zaległości, nie mieć problemu nieprzespanych nocy i chronicznego zmęczenia. Każdy jest pełen ambicji, liczy że systematyczność pozwoli uniknąć wielu stresów. Większość snuje śmiałe wizje stypendium naukowego i otwarcia doktoratu po studiach. Z sal wykładowych kipi pozytywna energia i da się to odczuć na każdym kroku. 

Przyjezdni chcą skorzystać z przyjemności uwolnienia się z domu i zakosztowania życia studenckiego, większej ilości wolnego czasu, którym sami możemy rozporządzać. Oczywiście nie należy zapomnieć o obowiązkowej obecności na najbardziej legendarnych studenckich imprezach na których drogie trunki leją się po ścianach a półnagie, ładne i chętne studentki są na wyciągnięcie ręki 😉 

Nikt jeszcze ze studentów nie wie jak bardzo szybko jego śmiałe plany zostaną podeptane przez uczelnianą rzeczywistość. 

Przedmioty 

Pierwszy rok, jest zapchany głównie matmą. Ot politechniczny standard. Pierwszy semestr to analiza matematyczna, algebra liniowa i matematyka dyskretna. O stopniu ambicji przykładów przerabianych na nich decyduje prowadzący (zresztą jak na wszystkich przedmiotach). Należy tutaj zapomnieć o sprawiedliwości w przerabianym materiale i obciążeniu nauką. Jedna grupa, może nic nie robić i uzyskać zaliczenie ćwiczeń, natomiast druga może zapieprzać jak chomik w kołowrotku i tego zaliczenia nie uzyskać. A jak wiadomo, na dyplomie, liczy się zaliczenie a nie faktyczna wiedza. Tyczy się to wszystkich przedmiotów i warto o tym na wstępie wiedzieć. 

Drugą zmorą są tzw. „zapychacze”, tych przedmiotów w przeciągu studiów jest bardzo dużo i ciężko doszukać się jakiegokolwiek luźnego ich związku z informatyką. W tym semestrze moim faworytem jest Teoria Grafów i Sieci, z zaznaczeniem, że nie są to sieci komputerowe. Również w programie jest mnóstwo przedmiotów dotykających mniej lub bardziej aspektów elektroniki z odpowiednim opisem fizycznym. 

W przerwach między matmą i innymi, niezbędnymi do życia przyszłemu informatykowi rzeczami, można znaleźć się na wstępie do programowania, algorytmach i strukturach danych, programowaniu niskopoziomowym oraz architekturze i organizacji komputerów – właściwie jedynych przedmiotach, które mogą coś wnieść w życie kandydata na informatyka. Niestety właśnie na te przedmioty, w stosunku do „matematyk”, jest bardzo niewielki nacisk, zarówno w kwestii godzinowej ilości zajęć, jak i również wykładanego materiału (głównie chodzi nam o stopień ambitności zadań, który powinien być skierowany całkowicie odwrotnie) 

Skoro wiemy już czego będziemy się uczyć, to sprawdźmy jak wygląda ulubiona przez studentów forma zajęć czyli wykłady. 

Wykłady 

Wykłady powinny stanowić solidną podstawę teoretyczną, dzięki której student będzie w stanie rozwiązywać, w mniejszym lub większym stopniu, samodzielnie zadania na ćwiczeniach i wykonywać ćwiczenia laboratoryjne. Należy nadmienić na początku, że większość wykładowców ma kompletnie w dupie kwestię zrozumienia wykładanego materiału przez studentów. Ich celem jest po prostu przeprowadzenie go, a potem zrobienie zaliczenia / egzaminu i ewentualnych poprawek, ale o tym wszystkim później. 

Wykłady z matematyki są półtoragodzinnym wywodem prowadzących, podczas którego można notować bardzo długie twierdzenia, dowody i definicje za pomocą kwantyfikatorów. Należy również zapamiętać słowo „trywialne”, bo bardzo często na wykładach z matmy się z nim spotkacie. Zazwyczaj towarzyszy temu kompletny brak praktycznych przykładów, tricków i sposobów rozwiązywania zadań, które pojawią się na ćwiczeniach. Ale są kwantyfikatory. Większość moich znajomych zgadza się w kwestii, że wykłady z matematyki są praktycznie niezrozumiałe dla zwyczajnego studenta. Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że te wszystkie „robaczki” jak określa to jeden z wykładowców, da się wytłumaczyć na prostych przykładach w przeciągu pół godziny. Spytacie się teraz, więc na co narzekasz szanowny studencie skoro to nie jest trudne i zajmuje „ludzką” ilość czasu. Narzekam otwarcie na to, dlatego, że dojście do prostej postaci z tej wykładowej zajmuje, w najlepszym wypadku, kilkanaście godzin siedzenia przy tym przez parę osób, a wykładowca może, ale nie chce, przedstawić tego w zrozumiałej formie.  

Osobiście uważam, że notuję szlaczki za pomocą kwantyfikatorów, więc przestałem chodzić na większość wykładów z matematyki. A! Wspominałem o kwantyfikatorach? 

Kolejną grupą wykładów jest wszelkiego rodzaju elektronika i jej pochodne. Na pierwszym semestrze była tłumaczona świetnie przez człowieka, który zajmuje się tym z pasją. Zasięgaliśmy u niego porady również o przedmioty stricte informatyczne i nie ukrywam, że dały one nam więcej niż wykłady kierunkowe. Zaliczenie u niego nie było ciężkie, bo facet rozumiał, że nie przyszliśmy na te studia by zajmować się jego przedmiotem. 

Drugi semestr w kwestii elektroniki przyniósł przedmioty idealne na „rozkręcenie polowania”. Mamy w nim do czynienia z „Podstawami elektroniki i elektrotechniki” – czyli w praktyce z teorią obwodów. Na tym wykładzie prowadzący czyta swoje slajdy przygotowane lata temu. I tyle. Zero tłumaczenia zrozumiałym językiem, głównie czytanka. Slajdów nie udostępnia, bo po co one studentowi ? 

Do teraz nie wiem co to transmitancja, a kolos wisi nade mną. No ale „gdybym uważał” to pewnie bym bez problemu wiedział. Ćwiczeniowiec z tego przedmiotu uważa, że 15 minut przed zajęciami ze zbiorem zadań gwarantuje na nich sukces. Bez komentarza…  Skończ waść pierdolić. W tym roku stworzono specjalnie dwie grupy po 40 osób poprawiające tylko ten przedmiot. Nie zapominajmy również o osobach, które dopisały się do normalnych grup. 

Warto też wspomnieć o perełce – teoretycznych podstawach informatyki. Przedmiot jak najbardziej potrzebny, bo trochę teorii i koncepcji informatycznych trzeba znać, chociażby dla własnej erudycji. Jednak na tym przedmiocie nie brakuje cyrków takich jak niewpuszczanie na salę osoby spóźnionej 2 minuty, kolejnej czytanki książki z *.doc-a i zapisu mnóstwa kompletnie zbędnej wiedzy za pomocą… oczywiście kwantyfikatorów! Przedmiot jedynie ratuje ćwiczeniowiec, który jest po prostu wzorem wykładowcy i tłumaczy o co w tym wszystkim chodzi. 

Wisienką na torcie był ostatni wykład, z podstaw komputerów cyfrowych. Wchodzi prowadzący, w drzwiach zdążył podzielić całą salę na grupy i robi minikolokwium na 3 minuty, które dodaje do zaliczenia w najlepszym wypadku trzy punkty. Chcecie wiedzieć ile punktów jest na zaliczeniu ? Dokładnie 60 punktów. Po zebraniu kartek stwierdził, że była to jego osobliwa forma sprawdzenia listy obecności. 

Skoro już poruszyłem temat list obecności to nie ma się co nimi przejmować, jedynie mają one jakikolwiek wpływ na ocenę na matematyce dyskretnej, bo dodaje 0,5 do oceny z egzaminu czy też zaliczenia. Reszta list na wykładach to zwykła ściema i sposób na sprowadzenie niesfornych studentów na ociekające wiedzą wykłady… Hitem było sprawdzenie obecności na wykładzie o godzinie 17. przed samymi świętami Bożego Narodzenia, kiedy wszyscy przyjezdni byli w drodze do domu. 

W całym tym cyrku warto wspomnieć o pozytywach. Jest architektura i organizacja komputerów, na której prowadzący rozumie że nie każdy przyszedł tutaj będąc geniuszem i solidnie tłumaczy materiał, który jest przy okazji praktyczny. Niestety przedmioty, które coś wnoszą jak ten wyżej z ludźmi, którzy są w stanie poprowadzić coś normalnie i w zrozumiały sposób, można wyliczyć na palcach jednej ręki. 

Ćwiczenia i laboratoria 

Skoro wykłady były niezrozumiałe, to pewnie ćwiczenia rozjaśnią wyłożony materiał – oczywiście – na niektórych przedmiotach. 

W dramacie studenta, w którym większość nic nie wynosi z wykładu, przychodzą na pomoc wybrani ćwiczeniowcy. Jeżeli student jest szczęściarzem i dostanie dobrego ćwiczeniowca – to przy ludzkim nakładzie pracy powinien dać radę zdać ćwiczenia i przekuć wiedzę teoretyczną w praktyczną. Czyli generalnie będzie tak jak być powinno, jest tylko jedno „ale”. 

Niestety takich osób jest bardzo mało. Ja miałem szczęście w pierwszym semestrze, że miałem w większości ludzi, którzy byli świadomi stanu wiedzy studenta po wykładzie. W drugim semestrze sytuacja jest nieco odmienna i mam na przykład gościa, który na ćwiczeniach z najpierw notuje zadanie, potem po kolei bierze studentów do tablicy bez żadnego wprowadzenia do materiału. Kto nie rozwiąże – ten dostaje 2. Jak jest? 5 studentów dostaje 2, po czym materiał i zadanie zostaje wytłumaczone.  A potem kolejne zadanie. I kolejne dwójki się sypią. I nie jest to sytuacja odosobniona. Wiecie ile czasu zajmuje wytłumaczenie zadania, tak aby każdy zrozumiał ? 15 minut ! 

Warto wspomnieć o ćwiczeniach z fizyki z pierwszego semestru, które były wyjątkowym przeżyciem. Nasza grupa utworzyła sobie specjalny arkusz z rozwiązującymi poszczególne zadania i tak udało się je razem nam przeżyć. 

 Student dostawał zestaw 50 zadań, z których były robione dwa kolokwia – jedno z 30 zadań, a drugie z 20. Zadania do rozwiązań wymagały całek oznaczonych. Całki nieoznaczone były przerabiane na końcu 1 semestru, oznaczone początkiem drugiego. W kwestii zaliczenia kolosów ćwiczeniowiec z fizyki pozostawał nieugięty: Nie ważne jakim sposobem, ale zadania z kolosów trzeba zdać. Większość grupy ryła linijka po linijce zapis rozwiązań 50 (!) zadań z fizyki z każdą całeczką na pamięć. Brak jakiegokolwiek zrozumienia, rozpisywanie zadań na wiele stron. Osobiście znalazłem sposób polegający na przepisaniu po kilkanaście-kilkadziesiąt razy każdego zadania – po tylu przypisaniach pozostawało w pamięci do kolosa. 

Kwestia laboratoriów jest równie ciekawa jak ćwiczenia z fizyki. Na wielu zajęciach z różnych przedmiotów trzeba korzystać z oscyloskopów, mierników i innych narzędzi. Student nie wie o co chodzi w jego zadaniu laboratoryjnym, a on ma obsłużyć najeżony przyciskami i pokrętłami oscyloskop. Myślałeś, że ktoś Ci pokaże z czym to się je ? Otóż byłeś w błędzie, bo nie ma na to czasu. Prowadzący przeleci po aparaturze tak jakby się paliło i tyle twojego. 

 Ludzie muszą kombinować. Kombinować aby zdać wejściówkę na laborkę, nie zaliczyć łabędzia podczas ćwiczenia laboratoryjnego, a na końcu oddać sprawozdanie które zostanie przyjęte bez n-tego zwrotu. Oddawanie sprawozdań też jest intrygującym przeżyciem, ponieważ laboranci zanim rzucą okiem na Twoją pracę, pytają „z jakiej bazy studenckiej Pan / Pani korzystał/korzystała ?” 

Zdawanie przedmiotów 

Terminów zerowych nie ma – za wyjątkiem programowania niskopoziomowego. To samo tyczy się zwolnień, gdzie wyjątkiem może być dorobienie się takowego na rachunku prawdopodobieństwa. W tej masie przedmiotów do zdania panuje zasada: najpierw trzeba zaliczyć ćwiczenia i laboratoria, aby być dopuszczony do zdawania wykładu (czyli całego przedmiotu).  

Czy jest to egzamin czy jest to zaliczenie – nie ma znaczenia. Bo jest to ta sama rzecz po różną nazwą i jedna jest w sesji, druga w semestrze. Jeżeli nie zdobędziesz dopuszczenia – to przepada termin egzaminu/zaliczenia i musisz poprawiać w sesji poprawkowej ćwiczenia/laborkę i być może uzyskać wtedy dopuszczenie do terminu poprawkowego (terminy wcześniejsze bezpowrotnie przepadają). 

Jak pewnie można się domyślić po wcześniejszym opisie ćwiczeń: z większości przedmiotów nie jest łatwo być dopuszczonym do egzaminu. I tak jest faktycznie. Garść statystyk z tego roku: 60% studentów nie była dopuszczona co najmniej do jednego egzaminu w pierwszym terminie. W tymże terminie wszystkie egzaminy zdało 5 osób. 

Dla przykładu: Na pierwszym terminie z algebry liniowej z 240 osób pisało egzamin ok. 30. 

Plan zajęć 

Po zdobyciu wiedzy czym będziemy się zajmować i jakie atrakcje nas czekają przychodzi czas na rozmieszczenie tego wszystkiego w czasie, czyli kwestia planu zajęć.  

Nie ukrywam, że to jest bardzo ciekawy temat, wtedy kiedy potrzeba to nie działa, przeniesienia zajęć robią się same i bez żadnych powiadomień. Hitem ostatniego miesiąca jest wrzucenie na plan ok. godziny 23, w niedzielę, ćwiczeń z analizy na poniedziałek. Aby uniknąć takich akcji, zawsze w Firefoxie mam włączoną kartę z planem i co jakiś czas sobie odświeżam. Należy nadmienić, że plan nie jest cykliczny, tzn. że nie w każdy poniedziałek będziemy mieli te same zajęcia, co tydzień wcześniej, zazwyczaj ćwiczenia i laboratoria są w te same dni, ale bardzo często zdarzają się wyjątki. 

Kolejną rzeczą do której można się przyczepić (a ja jak mogę to się przyczepię 😉 ) jest bezsensowne rozmieszczenie zajęć. Przez cztery tygodnie miałem we wtorki i czwartki laboratoria z algorytmów i struktur danych, i na każdych musiałem pojawić się ze swoim projektem, na który miałem w środku tygodnia niecały jeden dzień (oczywiście uwzględniamy też inne przedmioty i ichniejsze ćwiczenia i laborki).  

Czasem zdarza się odstęp miesiąca pomiędzy kolejnymi laboratoriami, a przez ten czas na pewno zdążymy zapomnieć co się działo na poprzednich. Również denerwujące jest przesunięcie ćwiczeń na koniec semestru, przez co dochodzi do takich sytuacji, że muszę zrezygnować z jakiś ćwiczeń, żeby nauczyć się na coś innego… A początek semestru to same wykłady. 

Oczywiście z obowiązku napiszę, że zdarzają się dni w których na uczelni będziemy siedzieć od godziny  8 do 21 i takich dni w semestrze może zdarzyć się co najmniej kilka. 

Nakład pracy 

Praca którą trzeba włożyć w „przeżycie” przy tablicy, to wysiłek na zdanie kolokwiów i wejściówek których jest w sumie nawet 4-6 tygodniowo (nie ma tygodnia bez co najmniej 2-3 rzeczy do zaliczenia).  

W praktyce zaraz po przyjściu z uczelni trzeba szybko coś przegryźć, a następnie rzeźbić do późnej nocy długie i niezrozumiałe sprawozdania, szukać w miarę prostych sposobów na zrozumienia materiału na ćwiczenia i kolokwia.  

Praca jest mordercza –  codzienna orka do 3 w nocy, wstawanie o 6, aby na godzinę ósmą być na uczelni sprawia, że po pewnym czasie jest się przyzwyczajonym do ciągłego zmęczenia i najzwyczajniej w świecie się go nie odczuwa. Oczywiście bez kawy ani rusz, zdarzają się przypadki hardcore’owców pijących kawę z 5-8 łyżeczek… 

Próba zdania wszystkiego oznacza poddanie życia towarzyskiego, ba jakiegokolwiek życia i większości przyjemności na rzecz uczelni. Jeżeli miałeś jakieś zainteresowania to gwarantuje Ci, że do nich nie będziesz miał czasu przysiąść, nawet jeżeli są to zainteresowania dotyczące informatyki. 

Osobiście nie pamiętam weekendu, w którym zajmowałem się czymś innym niż liczenie zadań i pisanie sprawozdań. Chcesz poświęcić weekend swojej dziewczynie ? Kolego, będziesz miał czas dopiero po 21 w sobotę, którą całą poświęcisz oczywiście na naukę… (bardzo optymistycznie podszedłem do sytuacji, prawdziwy informatyk nie ma dziewczyny ! 😉 ) 

Należy również z przyzwoitości zaznaczyć, że poświęcenie kilku lub kilkunastu godzin na przerobienie materiału nie warunkuje sukcesu. Jak prowadzącemu nie spodoba się Twoje nazwisko, pieprzyk na dupie, and so on, to i tak znajdzie powód żeby Cię uwalić.  

Jeżeli tak nie będzie, to grupa dostanie takie pytania na kolosie, że jak je zobaczy to się posika ze szczęścia. Klasyką gatunku jest danie czegoś, co nie zostało przerobione na ćwiczeniach np. policzenie czegoś z wzoru, którego nikt nie podał. 

Jedyne uczucie, które podzielają ze mną koledzy z grupy, to bycie traktowanym jak śmieć, który nawet nie ma czasu nauczyć się tak, aby nie mieć stresu że się nie zda. Bo prawda jest taka, że gdy już do 3 w nocy wykona się swój kawał roboty, to bardzo często ten kawał nie jest skończony a o godzinie ósmej rano masz kolosa z całego semestru… 

Zakończenie bajki oraz morał 

Możesz mi wierzyć lub też nie, ale jeżeli wybierzesz ten kierunek na Wacie, bardzo szybko dopadnie Cię ta rzeczywistość. Pierwszy semestr jest dosyć lekki w porównaniu do drugiego, ale nie ma co się oszukiwać, kilkadziesiąt nocek na nim zarwiesz, a na drugim kilkaset. 

Jeżeli mogę Wam coś poradzić, to trzymajcie się od tego miejsca jak najdalej. Jeżeli zapłaciłeś za rekrutacje to odżałuj te pieniądze  – to tylko kilkanaście browarów / dobra wódka + fajki do tego. Nie pozwól spierdolić swoich najlepszych lat życia za kilka srebrników… 

Ja nie zrezygnowałem z tej uczelni w listopadzie, jak chciałem już wcześniej i teraz już spróbuję dociągnąć to do końca. Szkoda zdrowia poświęconego na to wszystko, zarwanych nocek i zszarganych nerwów przez ludzi, którzy (z nielicznymi wyjątkami oczywiście) zostawiają mózg w domu / samochodzie przed uczelnią. 

Nie przydały mi się tutaj za bardzo moje umiejętności z Linuksa, Windowsa, programowania, jakiejkolwiek informatyki. Tutaj trzeba kombinować i to przez duże „K”. Twoje osiągnięcia, zainteresowania pozauczelniane i wszelakie aktywności nie zostaną tutaj docenione, z wytłumaczeniem, „bo nie”. 

Nie ma co się oszukiwać, ale po tej uczelni specjalistą w IT nie zostaniesz, a stracisz sporo i z perspektywy mojej nauki tutaj uważam, że jest to za wysoka cena za to wszystko. 

Podsumowując i kończąc nasze wypociny: jeżeli preferujesz mało snu, brak życia poza uczelnią i ciągłą niepewność –  wiedz, że informatyka na WAT jest kierunkiem idealnym dla Ciebie.

Otagowane , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,

24 thoughts on “Informatyka na Wojskowej Akademii Technicznej

  1. SHREK pisze:

    Dziękuję za ten wpis. Rozważałem przeniesienie się na WAT z innej uczelni (której poziom jest po prostu żenujący), ale po przeczytaniu tego wszystkiego widzę, że nie byłby to dobry wybór. Chyba już lepiej samodzielnie się dokształcać, przynajmniej człowiek nauczy się tego, co uzna za przydatne, nie mówiąc już o tym, że jego życiem nie będą rządzić ludzie, którzy mentalnie zatrzymali się w latach 70 ubiegłego wieku.

  2. JayL pisze:

    Z większością się zgadzam, nawet wiem o których ćwiczeniowcach piszesz w danym momencie. Jednak w ostatecznym rozrachunku nie jest aż tak ciężko. Całodniowa nauka i spanie po 3h ma miejsce tylko w okolicach sesji, i też wcale nie każdego dnia. Poza tym z Krystianem i pomocą znajomych z grupy da się to wszystko ogarniać bez zostawiania życia towarzyskiego za sobą. U mnie w grupie jest parę osób z pełnym zaliczeniem 1-szej sesji nawet w terminie zasadniczym, którzy towarzysko udzielają się nie mniej od innych. Więc racja – wykłady w większości są bez sensu, ćwiczenia również mogłyby być prowadzone lepiej, wszelkie laboratoria i praca na sprzęcie, który widzisz po raz pierwszy w życiu to totalna porażka… Ale ogólnie czegoś można się nauczyć i aż tak bym nie narzekał oraz nie skreślał totalnie tego kierunku na WATcie.
    Poza tym… TGSy totalnie niepotrzebne? Wg gościa od TPI, o którym piszesz, algorytmy wyszukiwania ścieżek stosowane w grafach i sieciach są wykorzystywane też choćby w grach. 😉 Więc wbrew pozorom sporo rzeczy ma swoje zastosowania ostatecznie w programowaniu. Wystarczy się nad nimi zastanowić.

  3. Krystian pisze:

    Zapraszam na elektronikę.
    Wtedy dowiesz się co to znaczy sprawozdania 😉 i zaliczenie przedmiotów elektronicznych.

    Tak czy owak wpis ok 😀

  4. f259349 pisze:

    Bełkot. Artykuł „krótkowzroczny”, nie znając tego jak wygląda informatyka na innych uczelniach TECHNICZNYCH. Piszę drukowanymi specjalnie te słowo, bo mowa tu o politechnikach, a nie UW i innych pseudo-prywatnych uczelniach. Matma zawsze była na pierwszych semestrach i wykłady z matmy wyglądają dokładnie tak samo na politechnice, czyli tysiące „znaczków”, gdzie żeby zinterpretować 1 linijkę tego „kodu znaków” potrzeba kilkunastu linijek tekstu. Dopiero na ćwiczeniach wszystko się wyjaśnia, wystarczy chodzić na ćwiczenia i co jakiś czas zajrzeć i bezproblemowo zaliczyć. A na wykłady nikt nie każe chodzić, więc nie wiem o co ten płacz. Ja nie chodziłem, a zaliczyłem. Artykuł napisany przez osobę, która miała wizję swoich wymarzonych studiów a’la tych z MIT czy Cambridge, że wszyscy usiądziemy na auli, każdy z MacBookiem jak w amerykańskim filmie i zaczniemy programować. Ale to właśnie tak jak opisałeś wyglądają studia na informatyce również na politechnikach, tylko się różnią pewnymi przedmiotami i cechami charakterystycznymi dla każdej uczelni. Studia trwają 6 semestrów + 1 sem na inżynierkę, a twoje podejście wygląda tak jakbyś już wszystko chciał mieć w ciągu tych 2 semestrów. Na 5 semestrze będziesz miał specjalizację i wtedy będziesz się kształcił w konkretnym kierunku. Przeczytaj prospekty politechnik to się dowiesz, że tam studia wyglądają podobnie.

    • cp pisze:

      UW dziecino to ma taka infę żebyś w gacie narobił. To oni wygrywają wszystkie konkursy programistyczne i mają publikacje naukowe w najlepszych miejscach. I nie masz nawet pojęcia ty inteligencie techniczny o czym mówisz. Tam to jest dopiero abstrakcyjna matemtyka, a nie schematyczna analiza, któta i tak dla ciebie wygląda jak chiński…

  5. SWAT pisze:

    1. Autor tekstu zarzuca uczelni, że elektroniczne bramki są zrobione przez „uczelnianych inżynierów” i że często się psują/ wpuszczają losowo.

    Kto je stworzył – nie wiem. Ale… jestem na uczelni prawie codziennie (pomijając weekendy – choć nie wszystkie) i jakoś z bramkami problemu nie miałem. Oczywiście jeśli rzuci się na nie horda dzikich studentów, przykładając swoje legitymacje tak jakby chcieli je zgwałcić/ wchodząc parami (tak to częsta praktyka – bo bramka się ‚zatnie’), szarpiąc i nie wiadomo co jeszcze – bramka się zawiesi. Jakby autor uczęszczał na wykłady z elektroniki, pewnie poznałby zasadę działania bramki. Swoją drogą, wystarczy odczekać te 3 sekundy, aby po przejściu kolegi bramka mogła obsłużyć Ciebie. Jeśli się zawiesza kiedy jesteś sam – pożyczałeś kiedyś legitymację aby kogoś wpuścić? To spróbuj wyjść lub wejść do domu dwukrotnie przez drzwi.

    2. Autor uznaje, że nie może być na najważniejszych imprezach. Hmm w takim razie po co szedł na studia stricte techniczne. Poza tym znam wiele osób, które studiują i chodzą na imprezy, kwestia samoorganizacji. Szanuj swój czas.

    3. Autor tekstu narzeka na przedmioty matematyczne. Chcąc studiować informatykę trzeba „liznąć” trochę matematyki. To ułatwia życie, zwłaszcza na zajęciach. Skoro nie chciał tyle matematyki, czemu nie wybrał polonistyki?

    Zapychacze? Owszem są i takie przedmioty, ale zwykle przyjemne w praktyce. Coś mi się wydaje, że Autor nie przyłożył się odpowiednio do nauki Teorii Grafów i Sieci i dlatego właśnie uważa przedmiot za ‚zapychacz’. Z mojej perspektywy? TGS nie jest zapychaczem, wystarczy poświęcić czas na naukę naprawdę prostych algorytmów, których wyjaśnień w sieci jest całe mnóstwo. Nawet na YT znajdziesz algorytm Dijkstry. Jeśli uważasz, że wiedza przekazywana na laboratorium czy wykładach jest nie zrozumiała, dlaczego nie zgłosiłeś tego prowadzącemu – niekoniecznie swojemu? (to że jesteś w jednej grupie, nie oznacza że nie można przyjść na zajęcia innej) Znam co najmniej dwóch prowadzących, którzy na pytanie studenta odpowiadają tak, jakby rozmawiali z innym doktorem, czy profesorem, okazując mi szacunek i przekazując wiedzę w sposób zrozumiały dla mnie.

    Przedmioty elektronicznie. To trzeba lubić. Sam nie jestem ich zwolennikiem. Ale jeśli są wykłady, laboratoria i ćwiczenia, a Autor nie wie co to jest transmitancja – to przepraszam bardzo, ale jak można tego nie wiedzieć, skoro w skrypcie do laboratorium jest wszystko opisane. Nie wspominając o wykładach i literaturze proponowanej przez prowadzącego. Czyste lenistwo.

    Tak, na WAT zdarzają się dni od 8 – 21, za to masz wolne w inne dni lub zajęcia trwają krócej. Co do planu – zawsze można udać się do planistów i spróbować coś zmienić.

    Projekt w jeden dzień? Da się zrobić. Mając wiedzę z wykładów, książek, Google. Ale trzeba chcieć. Studia to poważna sprawa i poważnie trzeba je traktować.

    4. Nakład pracy. Autor przeżywa „orkę”. Szczerze? Tak, jest dużo rzeczy do zrobienia, ale… Jako student wydziału WCY, na kierunku informatyka chodzę spać ok 23, wstaję o 6-7 (jeśli mam zajęcia na 8 – powodem jest odległość), 95% zadanych „prac domowych” miałem zrobionych na czas. 5% to te, których mi się nie chciało, a które zrobiłem później, np czekając na zajęcia.

    Prawdą jest też, że kładłem się o 3, a może nawet zaskoczę autora – nie spałem dwa dni, po to by się wyrobić z zadanymi projektami na czas. Dlaczego? Bo się najzwyczajniej w świecie obijałem wcześniej – nie polecam tej praktyki. Lepiej poświęcić czas wcześniej by mieć spokój później.

    Powiem więcej, mam dziewczynę, mam dla niej czas, nawet w trakcie nauki – dlaczego? Bo do nauki zabieram się wcześniej niż 12 godzin przed zaliczeniem. Mam czas na wszystko. Kiedy jednak postanowię, że nic nie robię bo mi się nie chce – nie mam czasu nawet zjeść. Coś za coś.

    „Jak prowadzącemu nie spodoba się Twoje nazwisko, pieprzyk na dupie, and so on, to i tak znajdzie powód żeby Cię uwalić.” Takie przypadki można zgłosić. Jeśli uważasz, że kilkanaście godzin poświęconych na naukę nie dało efektu, widocznie uczyłeś się mało efektywnie. Trzeba nauczyć się oddzielać rzeczy ważne od komentarzy.

    „Klasyką gatunku jest danie czegoś, co nie zostało przerobione na ćwiczeniach np. policzenie czegoś z wzoru, którego nikt nie podał.” – tego nie skomentuję, brak mi słów.

    5. Podsumowanie. Na I semestrze Autor zarwał kilka nocek, na II kilkaset, jeśli się dostanie na III (uważam ten tekst za wylew złości) pewnie będzie ich kilka tysięcy, aż w końcu nie będzie spać w ogóle. Osobiście się wysypiam, kawy unikam – bo staję się po niej senny, nocki mam całkiem, całkiem. Nie narzekam na WAT, uważam że dobrze wybrałem.

    Autor uważa uczelnię za zło. Moim zdaniem dlatego, że zbyt bardzo chce imprezować w stosunku do nauki. Moi koledzy i koleżanki oraz ja, również mamy humory i psioczymy na uczelnię, każdy student tak robi. Po prostu trzeba się wziąć w garść i zacząć uczyć.

    Skończę wywód słowami do Autora napisanymi przez niego samego:

    „Skończ waść pierdolić.”

    Jakub Bębenista,
    S.W.A.T

  6. Loop pisze:

    Chłopaku, pozwól, że zacytuję:
    „Krótki rys o nas: informatyką zajmujemy się od wielu lat, a od ok. 3-4 lat, zajmujemy się tym bardziej profesjonalnie”
    Wybacz ale już po tych słowach dla mnie jesteś śmieszny i nie mam ochoty czytać dalej Twoich wypocin 🙂 Odnieśmy się do matematyki, z którą masz taki ból. Idziesz na studia to masz 19 lat. Informatyką „bardziej profesjonalnie zajmujesz się 3-4 lata”, weźmy 4. Więc zacząłeś być profesjonalistą w wieku 15 lat, gratuluję ! Ale, ale zajmowałeś się informatyką od wielu lat wcześniej (załóżmy 5 dla dobrego liczenia). Rozpoczynasz zabawę z informatką w wieku 10 lat, realne. Proponował bym jednak zdefiniować „zajmowanie się informatyką” 🙂 Bo jeśli klikanie w necie, ustawianie pasjansa uważasz za zajmowanie się informatyką a bardziej profesjonalne podejście do tematu to uruchomienie i używanie Linuksa (ze środowiskiem graficznym) to chłopaku nie te studia 🙂 Masz trochę racji w niektórych kwestiach ale w większości pierdolisz tak, że się robi niedobrze 😉 Proponowałbym zająć się nauką a nie pisaniem takich rzeczy, w ten sposób z 5 godzin snu się zrobi trochę więcej. Zamiast biadolić to się bierz do roboty, wyniesiesz więcej dla siebie. Dalej mi się nie chce czytać, wybacz.

    Pozdrawiam 🙂

  7. Kori pisze:

    Przedmioty
    Wg mnie jako student technicznej uczelni to przedmioty są w porządku. Jedyne co jest złe, że niektórzy wykładowcy nie przykładają się do prowadzenia wykładów, albo uczymy się o archaicznych już urządzeniach. Ja oczywiście rozumiem, że łatwiej zrozumieć jakąś mechanikę działania urządzenia starszego, ale jednak warto programować nowsze mikrokontrolery by móc łatwiej zaadaptować się później w podobnej rzeczy już w pracy. Co do matematyki… uważam, że jest ona potrzebna informatykowi. Wszystkie algorytmy jakie znam do tej pory opierają się na matematyce. Rozumiejąc matematykę rozumiesz te algorytmy, a nie klepiesz je jak autobot. Matematyka też rozwija umiejętność myślenia i rozwiązywania problemów za pomocą pewnych narzędzi (wzorów). A z tego co mi wiadomo informatyk musi umieć myśleć i rozwiązywać problemy.

    Wykłady, ćwiczenia i laboratoria
    Faktem jest że są niekompetentni wykładowcy, że materiał jest i trudny i łatwy oraz, że w wielu liceach poziom jest niski przez co przejście z LO na studia to wielki szok. Ja osobiście nie zaliczyłam za pierwszym razem pierwszego roku. Jednak przysiadając do przedmiotów powtarzając rok wiele więcej zrozumiałam i się przystosowałam do nowych warunków gdzie nie ma jak w gimnazjum czy liceum, gdzie nauczycielom zależy by uczniowie zdawali i gdzie trzeba było naprawdę się obijać by nie zaliczać przedmiotów. Studia to wg mnie pierwsza nauka radzenia sobie w prawdziwym życiu. Nikt Ci nic tam nie podstawia pod nos i nie każe Ci się uczyć. Wykłady lecą, ale nie musisz na nie chodzić jeśli uważasz, że są źle prowadzone. Poza tym w każdym zawodzie są ludzie co nie idą tam, bo mają powołanie, ale idą tam dla pieniędzy, albo z innych pobudek.
    Elektroniki nienawidzę, ale jakoś zaliczam. Dużo się uczę sama w domu. Też powtarzanie roku pomogło mi poświęcić więcej czasu na przedmioty elektroniczne z 2 semestru dzięki czemu je odrobinę zrozumiałam.

    Zdawanie przedmiotów
    Tutaj uważam, że niektóre rzeczy są niesprawiedliwe, ale jednak to jest życie. Jedni znajdują 100zł na ulicy inni nie.

    Plan zajęć
    Tutaj się zgodzę, że jest bezsensowny. Wg mnie dobrze by było jakby student wybierał sobie przedmioty i prowadzących (jak to jest np na Politechnice), a nie uczelnia ustawia Ci program na semestr i plan.

    Nakład pracy.
    Studia są trudne, bo teraz licea nie mają całek, pochodnych ect w programie. Dlatego trzeba się do tego przyłożyć samemu. Nie widziałam takiej potrzeby będąc pierwszy raz na pierwszym roku. Wychodziłam z założenia że wszystkiego mnie nauczą jak w LO i mi wystarczy tylko otworzyć rano książę by tylko przejrzeć wzory lub pojęcia i już zdane kolokwium. Poza tym studia nie każdy musi skończyć. Sama mam kolegę co po roku zrezygnował, bo stwierdził że to nie dla niego i to wszystko niesprawiedliwe. Teraz sobie pracuje w tym co lubi, a studia robi na prywatnej uczelni tylko dla papierka, a tak by CV było ładne.

    Uważam, że na WAT nauczyłam się trochę przydatnych rzeczy, trochę archaicznych, też trochę kombinowania. Co do imprez to nigdy nie byłam duszą towarzystwa czy wielką imprezowiczką więc nie narzekam na brak wielkich ekscytujących rozrywek.

  8. Krzychu pisze:

    A mi się WAT podoba. : D Pozdrawiam, student 3 roku informatyki.
    Co do 1 roku, to każdy bez wyjątku marudził jak jest ciężko (chociaż wtedy nikt nie pisał o tym artykułów), a potem z uśmiechem wspominał stare czasy.

  9. artek pisze:

    Autorze, jeżeli czytasz komentarze to koniecznie przeczytaj ten.

    Domyślam się, że jesteś bardzo zarozumiały, a w środowisku z którego pochodzisz byłeś dla wszystkich jakimś informatycznym kozakiem, tymczasem Ty ogarniałeś jakiś wąski wycinek informatyki i to bez żadnych podstaw teoretycznych (czyli niektórych rzeczy wcale nie rozumiałeś). Oczywiście na WAT uczysz sie o archaicznych rzeczach, ale po to żeby to rozumieć. Jeżeli myślisz, że po studiach będziesz gotów do każdej pracy na świecie to się grubo mylisz. Studia nauczą Cię myślenia i dadzą wiedzę, która umożliwi szybkie przygotowanie do pracy.

    Mam za sobą kilka lat pracy przy webdevelopingu, jestem na etacie (właśnie przy webdevelopingu), mam dziewczynę z którą mieszkam i mam czas spać.

    Na WAT nie nauczyłem się właściwie niczego bezpośrednio związanego z moją pracą. Wszystkiego nauczyć musiałem się sam, ale WAT daje mi przewagę nad takimi ludźmi jak Ty. Są sytuacje w których coś konkretnego trzeba wiedzieć o ogólnych zagadnieniach informatyki, czegoś się nauczyć, wywnioskować, pokombinować. Ty tego nie zrobisz, a ja tak.

    Jesteś leniem i tyle. Nawet nie skomentuję bramek, bo jakbyś był gdzie indziej to przeszkadzałyby Ci schody, budynki w innych częściach miasta, a nawet to, że każdy może wejść na uczelnię (gdyby nie było bramek).

    Ocywiście można wiele pooprawić, ale i tak jest dobrze. Selekcja na pierwszych semestrach to normalna sprawa na każdej szanującej się uczelni. Trzeba udowodnić, że jest się zzdolnym i pracowitym, bo matura do niczego się nie nadaje.

    Jeżeli Ci się nie chce studiować to tego nie rób. Zostań na poziomie technika informatycznego i nie wylewaj żali w internecie.

  10. Absolwent pisze:

    Jako już absolwent owej uczelni i osoba obecnie pracują cóż mogę powiedzieć.

    Uczelnia potrafi zabić ambicje. Nie ma co się nastawiać że człowiek dowie się nie wiadomo czego. Jak dla mnie to brakuje tu bardzo działki zajmującej się bezpieczeństwem, a dokładniej takiej właśnie specjalizacji. Zaraz ktoś wspomni jest kryptologia! Tak, tylko jest wiele wymiarów bezpieczeństwa komputerowego, kryptologia jest jednym z nich. Przeglądając programy uczelni w PL stwierdzam jako tako brak specjalizacji pod kątem bezpieczeństwa oprogramowania komputerowego w tym:
    -pisania oprogramowania w sposób bezpieczny
    -metod exploitacji
    -przy poruszaniu danego języka omówienie jego krytycznych aspektów pod względem bezpieczeństwa
    -diagnostyki po włamaniowej
    -omówienia szeroko pojętej wirtualizacji…

    Owszem jest raptem 2-3 przedmioty z tym związane ale są one wstępem wstępu że tak to ujmę. Na magisterskich jest niby podobna specjalizacja ale znów ona bazuje głównie pod kątem zabezpieczeń sieci komputerowych co znów z samym oprogramowaniem na stacjach roboczych dość się mija.

    Co więcej? Irytujący plan zajęć, można w zasadzie zapomnieć o jednoczesnej pracy w zawodzie (tak hejt niech leci, ale wpierw dowiedzcie się jak to wygląda na polibudzie).

    Poziom programowania – przynajmniej ja trafiłem na takich prowadzących że nie mieli wymagań i kod aby się kompilował i zwrócił wynik

    A co do samego postu to albo autor jest wyjątkowo odporny na naukę albo jest totalnym leniem. Owszem nauki i pracy nieco jest ale da się przeżyć. W ciągu inżynierskich tylko raz noc zarwałem bo nie chciało mi się wcześniej nad projektem usiąść. TGS niepotrzebny, pójdziesz do pracy to jeszcze kiedyś zaplujesz sobie w twarz że potraktowałeś to jako zapychacz 🙂

    Zapewne wielu zapyta jak z pracą po tej uczelni. A powiem tyle że tak samo jak po każdej innej, wszystko zależy ile sami się nauczyliście i papierek macie mieć. Uczelnia daje podstawy teoretyczne a jeśli chcecie dostać dobrą pracę to trzeba w domu dewelopować. Jako wzór testu na rozmowę kwalifikacyjną możecie spokojnie potraktować egzamin z jtp.

    W zakresie wyposażenia uczelni w komputery uważam za totalną pomyłkę. Marne maszyny postawione na linuxie który uruchamia vmware a z niego dopiero wybrany system. Po uruchomieniu zostaje Ci tyle ramu że ledwo sam system zipie a po odpaleniu visuala jest zdrowy odlot. Maszyny zawieszają się jak chcą, masę błędów z konfiguracji vmware przez co po najechaniu na góry pasek maszyny potrafi wam się od tak zamknąć i macie labkę w d*. Dlatego większość rozsądnego ludu w zależności od laboratoriów zabiera własny sprzęt na zajęcia.
    I najzabawniejszy dostęp do internetu! W wydziale cybernetyki nie spodziewajcie się dostępu do internetu, po kablu jest jeden punkt dostępowy ale zwykle sieć leży więc nic wam to nie da. Wifi… bardzo mała część uczelni została nim objęta działa mega niestabilnie, o ile działa. Ale to jest informatyka chyba nie spodziewaliście się internetu? 🙂

    Absolwent.

  11. lel pisze:

    Z większością rzeczy się zgodzę, ale według mnie TGS był w porządku, a AOK (szczególnie laborki z AOK 1) beznadziejny.

    Nudne wykłady z masą dowodów matematycznych i nieprzydatną na cwiczeniach/lab/zal teorią. Wymaganie obslugi elektronicznych urzadzen od osob, ktore pierwszy raz je widza na oczy (nie kazdy konczyl technikum). Elektronika i fizyka. To wszystko sie zgadza.

    Mimo to jest wiele przedmiotow, ktore duzo mnie nauczyly. Wiekszosc z nich pojawila sie na 2 i 3 roku (Jezyki i techniki programowania, programowanie obiektowe, programowanie wspolbiezne, programowanie zdarzeniowe, projekt zespolowy itp.), ale warto bylo na nie czekac.

    Atutem takiego nawalu pracy jest to, ze uczysz sie pracy pod presja i w stresie. Po sobie moge stwierdzic ze sie przez te 3 lata niezle wyrobilem pod wzgledem organizacji swojego czasu i motywacji samego siebie. Jak ludzie z innych uczelni narzekaja ze musieli sie pouczyc po pare godzin dziennie przez tydzien to mi sie smiac chce, bo przypominam sobie np. jak przez cala majowke 24/7 zapierdalalem nad projektem ze wspolbiegow, a to byl tylko jeden z 5 projektow na tamtym semestrze.

    PS.
    Z perspektywy kogos, kto wybral specjalnosc „systemy informatyczne” poziom trudnosci semestrow od najtrudniejszego do najlatwiejszego ksztaltuje sie poki co tak:

    4, 3, 2, 1, 6, 5

    wiec powodzenia w Twoim postanowieniu wytrwania na uczelni – czeka Cie najokrutniejszy rok 😀

  12. kkk pisze:

    Dla mnie to również totalna bzdura i zupełne niezrozumienie sensu studiów jako takich przez autora tego „eseju”. Studia nie są po to, żeby wykształcić kodera, tylko inżyniera, a to jest zasadnicza różnica. Mi się też kilka rzeczy na tej uczelni nie podobało i nie podoba nadal, niektóre przedmioty takie jak KCK to kpina ze studenta, ale w ogólnym rozrachunku studia dały mi dużo, czy to jeśli chodzi o wiedzę, czy umiejętności ale tez i znajomości. Po pierwszym semestrze byłem w lekkim szoku i również lekko załamany, ale zamiast pisać jakieś elaboraty wziąłem się ostro do nauki. Prawda jest taka, że nigdy się nie wie co się w pracy może przydać, a określenie TGS’ów jako przedmiotu typu zapchaj-dziura jest wyjątkowo krótkowzroczne. Takie gorzkie żale. Jeśli chodzi o Warszawę to razem z PW w ścisłej czołówce. Nie wiem jak jest na UW, słyszałem też pozytywne opinie o PJWSTK ale to dla bananowych dzieci raczej.

  13. 3roczniak pisze:

    Jestem na 3 roku dzisiaj zaliczyłem ostatni egzamin w sesji. Odnoszę wrażenie że to są narzekania człowieka który by chciał nic nie robić i zaliczać. Takie uczelnie to w małych miasteczkach a nie uczelnia znana na całym świecie.
    Było mi ciężko powtarzałem dwa przedmioty. Przed sesja oraz w sesji zapiernicza sie jak głupi. Chyba że ktoś będzie pracował systematycznie w ciągu roku to jest lekko. Nie mam najlepszych ocen ale idzie do przodu i co umiem to moje. 😀

    Co dało mi to że tak zapierniczam? WIEDZĘ! Jeszcze jestem w trakcie studiów a już mam dobrą pracę w dużej firmie. W pracy przydaje mi sie wiedza z tych przedmiotów o których wspominał autor że są bez sensu. Zaczynając od tej głupiej matmy po „niepotrzebną” elektronikę itd.
    Jedynie nie przydała mi sie filozofia, KCK, ergonomia.

    Wychodzisz z uczelni NIE jako informatyk ale inżynier dużej wiedzy! O ile się zaprzesz i uczysz a nie siedzisz i narzekasz że uczelnia jest zła.

  14. Wężu pisze:

    Siema.
    Podobnie jak kilka osób wyżej jestem na trzecim roku, jutro ostatnia poprawka i witaj siódmy semestrze. Prawdopodobnie tego nie zaliczę ale co tam zostaje wrzesień.

    Z tego co pamiętam na pierwszym roku było powiedzmy ciężko, 3 semestr podobnie zwłaszcza dla takich jak ja którzy nigdy do prymusów nie należeli. Od 4 jest z górki.
    Jeśli narzekasz na zapychacze poczekaj na Donia i jego bezpieczeństwo i ergonomię pracy, bądź bardzo ciekawe komunikacja człowiek komputer.
    Teoretyczne podstawy informatyki? Prowadzący jak większość jest specyficzny, po prostu trzeba go pokonać.

    Architektura i organizacja komputerów. Bardzo fajny przedmiot i prowadzący. Obaj. Artur M. jest po prostu prze gościem, ma zasady których nie nagina i specyficzne podejście. Będąc sam na sam można się dowiedzieć na prawdę dużo. Szkoda, że nie prowadzi innych przedmiotów. Pewnie było by ciężko zaliczyć, ale czasem nie o to chodzi, żeby łatwo mineło.

    Elektronika z punktu widzenia aktualnej mojej pracy częściowo się przydała. Część racja nie była przyjemna, ale zawsze coś w głowie zostało.

    To wszystko (prawie) się kiedyś przyda. Najbardziej optymalnie pewnie było by jak by autor wpisu wziął się za naukę.

    Praca po studiach? Jest jak najbardziej, trzeba się tylko rozejrzeć i oprócz chodzenia na zajęcia rozwijać swoje pasje zaczynając od sieci przez systemy wbudowane, bazy danych itd. Wystarczy spojrzeć na 3 rok na którym całkiem spora część ludzi pracuje i przeważnie nie na słuchawce.

    Opinia oczywiście ważna, trzeba dzielić się poglądami zwłaszcza z innymi którzy dopiero planują studia. Osobiście nie żałuję. Moja jedyna rada. Zanim się udacie na studia informatyczne zastanówcie się czy lubicie szeroko pojętą informatykę czy tylko komputery.

    Pozdro

    • kkk pisze:

      najbardziej optymalne? oj chyba spało się na wykładach u Chojnackiego 😀

      • olo pisze:

        hahaha. jak to mowią OMG (O Mało co maGistrzy) 🙂
        Widac gosciu, ze jeszcze mało w głowce … jestem uczelni prywatnej/polibudzie podpyplomowce/WAT..i uwierz mi, ze wszędzie jest zakuwanie i nieprzespane nocki. Na tym własnie polega to, ze mozesz byc odrozniony juz na studiach od innych.
        Sa lenie i ci co chcą, wspomnisz moje slowa jak bedziesz pracowal/bedziesz pracodawca…

  15. Łyk pisze:

    nie warto na Wat to słaba uczelnia a na infę idzie słaby element, najlepsi na Uw, trochę gorsi na Pw ( tu trzy wydziały są w tym mój najlepszy MiNI), a reszta wat i prywatne.
    Nic dziwnego że niektórym tak ciężko, skoro głupia analiza to taki problem

  16. Ajotka pisze:

    Jestem już na dalszych semestrach, ale wpis mimo, że sprzed 3 lat to jak najbardziej prawdziwy. Przechodziłam dokładnie to samo, z tymi samymi prowadzącymi i dokładnie to samo mam nadal. Może po wyborze promotora i tytułu pracy nam odpuszczą…

  17. Ff pisze:

    Z większością się zgadzam. Ten „HIT” w formie sprawdzania obecności na wykładzie z matmy o godzinie 17, 2 dni przed świętami również mnie spotkał 🙂 Śmiech na sali… tyle lat a nic się nie zmienia, nawet to. I po co to komu? Co do zarwanych nocek nie zgadzam się, jest ich tyle, że można policzyć to na palcach jednej dłoni, a więc prawie nic.

Dodaj komentarz