Tag Archives: edukacja

Informatyka na Wojskowej Akademii Technicznej

Pewnie wielu maturzystów przeczesało Internet wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu informacji jak wyglądają studia, na które mają zamiar aplikować, bądź już aplikują. Ja rok temu byłem w takiej samej sytuacji i nic nie znalazłem na temat swoich, ewentualnie szczątkowe informacje. Dlatego piszemy ten dokument dla potomnych, aby przedstawić jak wygląda codzienność pierwszorocznych informatyków na studiach w Wojskowej Akademii Technicznej.  

Krótki rys o nas:  informatyką zajmujemy się od wielu lat, a od ok. 3-4 lat, zajmujemy się tym bardziej profesjonalnie. Lubimy to co robimy i nie szczędzimy czasu ani pieniędzy na rozwój naszej pasji. Wyznajemy praktycyzm (90% praktyki, 10% teorii) i nie boimy sobie „pobrudzić rączek”. Jest to ważne dla dalszej części naszej historii, więc proszę o zapamiętanie 😉 

 Wydaje się, że pierwszy rok, dla wieloletnich pasjonatów, powinien być spacerkiem, po zdobytych wcześniej doświadczeniach A jak było (jest) naprawdę wyjaśni ten wpis. Zatem zapraszam!                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                      

Witamy na studiach! 

Po wejściu na teren WAT-u nowi studenci (oczywiście, aby wejść na teren uczelni, potrzebna jest przepustka do elektronicznych bramek, które działają jak chcą. Z dużą dozą prawdopodobieństwa jest to dzieło inżynierów tejże zacnej uczelni), w teorii, stają się równymi. Z perspektywy roku tutaj, stwierdzam, że, od października, zaczyna się wielkie polowanie, w którym to student jest zwierzyną. W owym polowaniu jest ważne, aby w początkowej fazie zwierzyna pozostała jak najdłużej nieświadoma polowania. 

I tak oto tłum studentów zajmuje swoje miejsca w sali wykładowej, większość gotowa by skupić swoją uwagę na każdym przedmiocie, nie zrobić sobie żadnych zaległości, nie mieć problemu nieprzespanych nocy i chronicznego zmęczenia. Każdy jest pełen ambicji, liczy że systematyczność pozwoli uniknąć wielu stresów. Większość snuje śmiałe wizje stypendium naukowego i otwarcia doktoratu po studiach. Z sal wykładowych kipi pozytywna energia i da się to odczuć na każdym kroku. 

Przyjezdni chcą skorzystać z przyjemności uwolnienia się z domu i zakosztowania życia studenckiego, większej ilości wolnego czasu, którym sami możemy rozporządzać. Oczywiście nie należy zapomnieć o obowiązkowej obecności na najbardziej legendarnych studenckich imprezach na których drogie trunki leją się po ścianach a półnagie, ładne i chętne studentki są na wyciągnięcie ręki 😉 

Nikt jeszcze ze studentów nie wie jak bardzo szybko jego śmiałe plany zostaną podeptane przez uczelnianą rzeczywistość. 

Przedmioty 

Pierwszy rok, jest zapchany głównie matmą. Ot politechniczny standard. Pierwszy semestr to analiza matematyczna, algebra liniowa i matematyka dyskretna. O stopniu ambicji przykładów przerabianych na nich decyduje prowadzący (zresztą jak na wszystkich przedmiotach). Należy tutaj zapomnieć o sprawiedliwości w przerabianym materiale i obciążeniu nauką. Jedna grupa, może nic nie robić i uzyskać zaliczenie ćwiczeń, natomiast druga może zapieprzać jak chomik w kołowrotku i tego zaliczenia nie uzyskać. A jak wiadomo, na dyplomie, liczy się zaliczenie a nie faktyczna wiedza. Tyczy się to wszystkich przedmiotów i warto o tym na wstępie wiedzieć. 

Drugą zmorą są tzw. „zapychacze”, tych przedmiotów w przeciągu studiów jest bardzo dużo i ciężko doszukać się jakiegokolwiek luźnego ich związku z informatyką. W tym semestrze moim faworytem jest Teoria Grafów i Sieci, z zaznaczeniem, że nie są to sieci komputerowe. Również w programie jest mnóstwo przedmiotów dotykających mniej lub bardziej aspektów elektroniki z odpowiednim opisem fizycznym. 

W przerwach między matmą i innymi, niezbędnymi do życia przyszłemu informatykowi rzeczami, można znaleźć się na wstępie do programowania, algorytmach i strukturach danych, programowaniu niskopoziomowym oraz architekturze i organizacji komputerów – właściwie jedynych przedmiotach, które mogą coś wnieść w życie kandydata na informatyka. Niestety właśnie na te przedmioty, w stosunku do „matematyk”, jest bardzo niewielki nacisk, zarówno w kwestii godzinowej ilości zajęć, jak i również wykładanego materiału (głównie chodzi nam o stopień ambitności zadań, który powinien być skierowany całkowicie odwrotnie) 

Skoro wiemy już czego będziemy się uczyć, to sprawdźmy jak wygląda ulubiona przez studentów forma zajęć czyli wykłady. 

Wykłady 

Wykłady powinny stanowić solidną podstawę teoretyczną, dzięki której student będzie w stanie rozwiązywać, w mniejszym lub większym stopniu, samodzielnie zadania na ćwiczeniach i wykonywać ćwiczenia laboratoryjne. Należy nadmienić na początku, że większość wykładowców ma kompletnie w dupie kwestię zrozumienia wykładanego materiału przez studentów. Ich celem jest po prostu przeprowadzenie go, a potem zrobienie zaliczenia / egzaminu i ewentualnych poprawek, ale o tym wszystkim później. 

Wykłady z matematyki są półtoragodzinnym wywodem prowadzących, podczas którego można notować bardzo długie twierdzenia, dowody i definicje za pomocą kwantyfikatorów. Należy również zapamiętać słowo „trywialne”, bo bardzo często na wykładach z matmy się z nim spotkacie. Zazwyczaj towarzyszy temu kompletny brak praktycznych przykładów, tricków i sposobów rozwiązywania zadań, które pojawią się na ćwiczeniach. Ale są kwantyfikatory. Większość moich znajomych zgadza się w kwestii, że wykłady z matematyki są praktycznie niezrozumiałe dla zwyczajnego studenta. Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że te wszystkie „robaczki” jak określa to jeden z wykładowców, da się wytłumaczyć na prostych przykładach w przeciągu pół godziny. Spytacie się teraz, więc na co narzekasz szanowny studencie skoro to nie jest trudne i zajmuje „ludzką” ilość czasu. Narzekam otwarcie na to, dlatego, że dojście do prostej postaci z tej wykładowej zajmuje, w najlepszym wypadku, kilkanaście godzin siedzenia przy tym przez parę osób, a wykładowca może, ale nie chce, przedstawić tego w zrozumiałej formie.  

Osobiście uważam, że notuję szlaczki za pomocą kwantyfikatorów, więc przestałem chodzić na większość wykładów z matematyki. A! Wspominałem o kwantyfikatorach? 

Kolejną grupą wykładów jest wszelkiego rodzaju elektronika i jej pochodne. Na pierwszym semestrze była tłumaczona świetnie przez człowieka, który zajmuje się tym z pasją. Zasięgaliśmy u niego porady również o przedmioty stricte informatyczne i nie ukrywam, że dały one nam więcej niż wykłady kierunkowe. Zaliczenie u niego nie było ciężkie, bo facet rozumiał, że nie przyszliśmy na te studia by zajmować się jego przedmiotem. 

Drugi semestr w kwestii elektroniki przyniósł przedmioty idealne na „rozkręcenie polowania”. Mamy w nim do czynienia z „Podstawami elektroniki i elektrotechniki” – czyli w praktyce z teorią obwodów. Na tym wykładzie prowadzący czyta swoje slajdy przygotowane lata temu. I tyle. Zero tłumaczenia zrozumiałym językiem, głównie czytanka. Slajdów nie udostępnia, bo po co one studentowi ? 

Do teraz nie wiem co to transmitancja, a kolos wisi nade mną. No ale „gdybym uważał” to pewnie bym bez problemu wiedział. Ćwiczeniowiec z tego przedmiotu uważa, że 15 minut przed zajęciami ze zbiorem zadań gwarantuje na nich sukces. Bez komentarza…  Skończ waść pierdolić. W tym roku stworzono specjalnie dwie grupy po 40 osób poprawiające tylko ten przedmiot. Nie zapominajmy również o osobach, które dopisały się do normalnych grup. 

Warto też wspomnieć o perełce – teoretycznych podstawach informatyki. Przedmiot jak najbardziej potrzebny, bo trochę teorii i koncepcji informatycznych trzeba znać, chociażby dla własnej erudycji. Jednak na tym przedmiocie nie brakuje cyrków takich jak niewpuszczanie na salę osoby spóźnionej 2 minuty, kolejnej czytanki książki z *.doc-a i zapisu mnóstwa kompletnie zbędnej wiedzy za pomocą… oczywiście kwantyfikatorów! Przedmiot jedynie ratuje ćwiczeniowiec, który jest po prostu wzorem wykładowcy i tłumaczy o co w tym wszystkim chodzi. 

Wisienką na torcie był ostatni wykład, z podstaw komputerów cyfrowych. Wchodzi prowadzący, w drzwiach zdążył podzielić całą salę na grupy i robi minikolokwium na 3 minuty, które dodaje do zaliczenia w najlepszym wypadku trzy punkty. Chcecie wiedzieć ile punktów jest na zaliczeniu ? Dokładnie 60 punktów. Po zebraniu kartek stwierdził, że była to jego osobliwa forma sprawdzenia listy obecności. 

Skoro już poruszyłem temat list obecności to nie ma się co nimi przejmować, jedynie mają one jakikolwiek wpływ na ocenę na matematyce dyskretnej, bo dodaje 0,5 do oceny z egzaminu czy też zaliczenia. Reszta list na wykładach to zwykła ściema i sposób na sprowadzenie niesfornych studentów na ociekające wiedzą wykłady… Hitem było sprawdzenie obecności na wykładzie o godzinie 17. przed samymi świętami Bożego Narodzenia, kiedy wszyscy przyjezdni byli w drodze do domu. 

W całym tym cyrku warto wspomnieć o pozytywach. Jest architektura i organizacja komputerów, na której prowadzący rozumie że nie każdy przyszedł tutaj będąc geniuszem i solidnie tłumaczy materiał, który jest przy okazji praktyczny. Niestety przedmioty, które coś wnoszą jak ten wyżej z ludźmi, którzy są w stanie poprowadzić coś normalnie i w zrozumiały sposób, można wyliczyć na palcach jednej ręki. 

Ćwiczenia i laboratoria 

Skoro wykłady były niezrozumiałe, to pewnie ćwiczenia rozjaśnią wyłożony materiał – oczywiście – na niektórych przedmiotach. 

W dramacie studenta, w którym większość nic nie wynosi z wykładu, przychodzą na pomoc wybrani ćwiczeniowcy. Jeżeli student jest szczęściarzem i dostanie dobrego ćwiczeniowca – to przy ludzkim nakładzie pracy powinien dać radę zdać ćwiczenia i przekuć wiedzę teoretyczną w praktyczną. Czyli generalnie będzie tak jak być powinno, jest tylko jedno „ale”. 

Niestety takich osób jest bardzo mało. Ja miałem szczęście w pierwszym semestrze, że miałem w większości ludzi, którzy byli świadomi stanu wiedzy studenta po wykładzie. W drugim semestrze sytuacja jest nieco odmienna i mam na przykład gościa, który na ćwiczeniach z najpierw notuje zadanie, potem po kolei bierze studentów do tablicy bez żadnego wprowadzenia do materiału. Kto nie rozwiąże – ten dostaje 2. Jak jest? 5 studentów dostaje 2, po czym materiał i zadanie zostaje wytłumaczone.  A potem kolejne zadanie. I kolejne dwójki się sypią. I nie jest to sytuacja odosobniona. Wiecie ile czasu zajmuje wytłumaczenie zadania, tak aby każdy zrozumiał ? 15 minut ! 

Warto wspomnieć o ćwiczeniach z fizyki z pierwszego semestru, które były wyjątkowym przeżyciem. Nasza grupa utworzyła sobie specjalny arkusz z rozwiązującymi poszczególne zadania i tak udało się je razem nam przeżyć. 

 Student dostawał zestaw 50 zadań, z których były robione dwa kolokwia – jedno z 30 zadań, a drugie z 20. Zadania do rozwiązań wymagały całek oznaczonych. Całki nieoznaczone były przerabiane na końcu 1 semestru, oznaczone początkiem drugiego. W kwestii zaliczenia kolosów ćwiczeniowiec z fizyki pozostawał nieugięty: Nie ważne jakim sposobem, ale zadania z kolosów trzeba zdać. Większość grupy ryła linijka po linijce zapis rozwiązań 50 (!) zadań z fizyki z każdą całeczką na pamięć. Brak jakiegokolwiek zrozumienia, rozpisywanie zadań na wiele stron. Osobiście znalazłem sposób polegający na przepisaniu po kilkanaście-kilkadziesiąt razy każdego zadania – po tylu przypisaniach pozostawało w pamięci do kolosa. 

Kwestia laboratoriów jest równie ciekawa jak ćwiczenia z fizyki. Na wielu zajęciach z różnych przedmiotów trzeba korzystać z oscyloskopów, mierników i innych narzędzi. Student nie wie o co chodzi w jego zadaniu laboratoryjnym, a on ma obsłużyć najeżony przyciskami i pokrętłami oscyloskop. Myślałeś, że ktoś Ci pokaże z czym to się je ? Otóż byłeś w błędzie, bo nie ma na to czasu. Prowadzący przeleci po aparaturze tak jakby się paliło i tyle twojego. 

 Ludzie muszą kombinować. Kombinować aby zdać wejściówkę na laborkę, nie zaliczyć łabędzia podczas ćwiczenia laboratoryjnego, a na końcu oddać sprawozdanie które zostanie przyjęte bez n-tego zwrotu. Oddawanie sprawozdań też jest intrygującym przeżyciem, ponieważ laboranci zanim rzucą okiem na Twoją pracę, pytają „z jakiej bazy studenckiej Pan / Pani korzystał/korzystała ?” 

Zdawanie przedmiotów 

Terminów zerowych nie ma – za wyjątkiem programowania niskopoziomowego. To samo tyczy się zwolnień, gdzie wyjątkiem może być dorobienie się takowego na rachunku prawdopodobieństwa. W tej masie przedmiotów do zdania panuje zasada: najpierw trzeba zaliczyć ćwiczenia i laboratoria, aby być dopuszczony do zdawania wykładu (czyli całego przedmiotu).  

Czy jest to egzamin czy jest to zaliczenie – nie ma znaczenia. Bo jest to ta sama rzecz po różną nazwą i jedna jest w sesji, druga w semestrze. Jeżeli nie zdobędziesz dopuszczenia – to przepada termin egzaminu/zaliczenia i musisz poprawiać w sesji poprawkowej ćwiczenia/laborkę i być może uzyskać wtedy dopuszczenie do terminu poprawkowego (terminy wcześniejsze bezpowrotnie przepadają). 

Jak pewnie można się domyślić po wcześniejszym opisie ćwiczeń: z większości przedmiotów nie jest łatwo być dopuszczonym do egzaminu. I tak jest faktycznie. Garść statystyk z tego roku: 60% studentów nie była dopuszczona co najmniej do jednego egzaminu w pierwszym terminie. W tymże terminie wszystkie egzaminy zdało 5 osób. 

Dla przykładu: Na pierwszym terminie z algebry liniowej z 240 osób pisało egzamin ok. 30. 

Plan zajęć 

Po zdobyciu wiedzy czym będziemy się zajmować i jakie atrakcje nas czekają przychodzi czas na rozmieszczenie tego wszystkiego w czasie, czyli kwestia planu zajęć.  

Nie ukrywam, że to jest bardzo ciekawy temat, wtedy kiedy potrzeba to nie działa, przeniesienia zajęć robią się same i bez żadnych powiadomień. Hitem ostatniego miesiąca jest wrzucenie na plan ok. godziny 23, w niedzielę, ćwiczeń z analizy na poniedziałek. Aby uniknąć takich akcji, zawsze w Firefoxie mam włączoną kartę z planem i co jakiś czas sobie odświeżam. Należy nadmienić, że plan nie jest cykliczny, tzn. że nie w każdy poniedziałek będziemy mieli te same zajęcia, co tydzień wcześniej, zazwyczaj ćwiczenia i laboratoria są w te same dni, ale bardzo często zdarzają się wyjątki. 

Kolejną rzeczą do której można się przyczepić (a ja jak mogę to się przyczepię 😉 ) jest bezsensowne rozmieszczenie zajęć. Przez cztery tygodnie miałem we wtorki i czwartki laboratoria z algorytmów i struktur danych, i na każdych musiałem pojawić się ze swoim projektem, na który miałem w środku tygodnia niecały jeden dzień (oczywiście uwzględniamy też inne przedmioty i ichniejsze ćwiczenia i laborki).  

Czasem zdarza się odstęp miesiąca pomiędzy kolejnymi laboratoriami, a przez ten czas na pewno zdążymy zapomnieć co się działo na poprzednich. Również denerwujące jest przesunięcie ćwiczeń na koniec semestru, przez co dochodzi do takich sytuacji, że muszę zrezygnować z jakiś ćwiczeń, żeby nauczyć się na coś innego… A początek semestru to same wykłady. 

Oczywiście z obowiązku napiszę, że zdarzają się dni w których na uczelni będziemy siedzieć od godziny  8 do 21 i takich dni w semestrze może zdarzyć się co najmniej kilka. 

Nakład pracy 

Praca którą trzeba włożyć w „przeżycie” przy tablicy, to wysiłek na zdanie kolokwiów i wejściówek których jest w sumie nawet 4-6 tygodniowo (nie ma tygodnia bez co najmniej 2-3 rzeczy do zaliczenia).  

W praktyce zaraz po przyjściu z uczelni trzeba szybko coś przegryźć, a następnie rzeźbić do późnej nocy długie i niezrozumiałe sprawozdania, szukać w miarę prostych sposobów na zrozumienia materiału na ćwiczenia i kolokwia.  

Praca jest mordercza –  codzienna orka do 3 w nocy, wstawanie o 6, aby na godzinę ósmą być na uczelni sprawia, że po pewnym czasie jest się przyzwyczajonym do ciągłego zmęczenia i najzwyczajniej w świecie się go nie odczuwa. Oczywiście bez kawy ani rusz, zdarzają się przypadki hardcore’owców pijących kawę z 5-8 łyżeczek… 

Próba zdania wszystkiego oznacza poddanie życia towarzyskiego, ba jakiegokolwiek życia i większości przyjemności na rzecz uczelni. Jeżeli miałeś jakieś zainteresowania to gwarantuje Ci, że do nich nie będziesz miał czasu przysiąść, nawet jeżeli są to zainteresowania dotyczące informatyki. 

Osobiście nie pamiętam weekendu, w którym zajmowałem się czymś innym niż liczenie zadań i pisanie sprawozdań. Chcesz poświęcić weekend swojej dziewczynie ? Kolego, będziesz miał czas dopiero po 21 w sobotę, którą całą poświęcisz oczywiście na naukę… (bardzo optymistycznie podszedłem do sytuacji, prawdziwy informatyk nie ma dziewczyny ! 😉 ) 

Należy również z przyzwoitości zaznaczyć, że poświęcenie kilku lub kilkunastu godzin na przerobienie materiału nie warunkuje sukcesu. Jak prowadzącemu nie spodoba się Twoje nazwisko, pieprzyk na dupie, and so on, to i tak znajdzie powód żeby Cię uwalić.  

Jeżeli tak nie będzie, to grupa dostanie takie pytania na kolosie, że jak je zobaczy to się posika ze szczęścia. Klasyką gatunku jest danie czegoś, co nie zostało przerobione na ćwiczeniach np. policzenie czegoś z wzoru, którego nikt nie podał. 

Jedyne uczucie, które podzielają ze mną koledzy z grupy, to bycie traktowanym jak śmieć, który nawet nie ma czasu nauczyć się tak, aby nie mieć stresu że się nie zda. Bo prawda jest taka, że gdy już do 3 w nocy wykona się swój kawał roboty, to bardzo często ten kawał nie jest skończony a o godzinie ósmej rano masz kolosa z całego semestru… 

Zakończenie bajki oraz morał 

Możesz mi wierzyć lub też nie, ale jeżeli wybierzesz ten kierunek na Wacie, bardzo szybko dopadnie Cię ta rzeczywistość. Pierwszy semestr jest dosyć lekki w porównaniu do drugiego, ale nie ma co się oszukiwać, kilkadziesiąt nocek na nim zarwiesz, a na drugim kilkaset. 

Jeżeli mogę Wam coś poradzić, to trzymajcie się od tego miejsca jak najdalej. Jeżeli zapłaciłeś za rekrutacje to odżałuj te pieniądze  – to tylko kilkanaście browarów / dobra wódka + fajki do tego. Nie pozwól spierdolić swoich najlepszych lat życia za kilka srebrników… 

Ja nie zrezygnowałem z tej uczelni w listopadzie, jak chciałem już wcześniej i teraz już spróbuję dociągnąć to do końca. Szkoda zdrowia poświęconego na to wszystko, zarwanych nocek i zszarganych nerwów przez ludzi, którzy (z nielicznymi wyjątkami oczywiście) zostawiają mózg w domu / samochodzie przed uczelnią. 

Nie przydały mi się tutaj za bardzo moje umiejętności z Linuksa, Windowsa, programowania, jakiejkolwiek informatyki. Tutaj trzeba kombinować i to przez duże „K”. Twoje osiągnięcia, zainteresowania pozauczelniane i wszelakie aktywności nie zostaną tutaj docenione, z wytłumaczeniem, „bo nie”. 

Nie ma co się oszukiwać, ale po tej uczelni specjalistą w IT nie zostaniesz, a stracisz sporo i z perspektywy mojej nauki tutaj uważam, że jest to za wysoka cena za to wszystko. 

Podsumowując i kończąc nasze wypociny: jeżeli preferujesz mało snu, brak życia poza uczelnią i ciągłą niepewność –  wiedz, że informatyka na WAT jest kierunkiem idealnym dla Ciebie.

Otagowane , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,